dr hab. Emanuel Kulczycki: Dexter istnieje tylko w kreskówce?
Efektywna współpraca nauki z biznesem nie będzie w Polsce możliwa bez bardziej aktywnej roli państwa. Powinno być ono nie tylko strażnikiem reguł gry, lecz również zapewniać lepszy dostęp do finansowania oraz zaproponować system, w którym naukowiec nie będzie stał przed dylematem: publikować czy wdrażać. Duże wyzwanie stoi także przed samymi pracownikami naukowymi. Zamknięty w laboratorium, introwertyczny i nie potrafiący się komunikować Dexter to postać, która może funkcjonować tylko w kreskówce. W realnym świecie naukowiec musi umieć wyjść do ludzi oraz „sprzedać” swój pomysł biznesowi.
Rozmowę prowadzi Marcin Wandałowski.
W jaki sposób postrzega się dziś w Polsce sektor nauki?
Zacznę od tego, że nauka nie jest zbyt łakomym kąskiem politycznym. I to nie tylko w naszym kraju, ale i w większości państw świata. Za pomocą nauki trudno jest uzyskać znaczący kapitał polityczny. Przeprowadzenie ambitnego projektu badawczego nie przekłada się przecież raczej na wygraną w wyborach. Wyjątkiem może być okres wojny, kiedy współpraca tego sektora z przemysłem zbrojeniowym w szybkim tempie owocuje realizacją konkretnych rozwiązań. Niemniej jednak nie licząc wyjątkowych sytuacji nauka jest bardzo często przedstawiana jako obszar, który bez komercjalizacji wiedzy i praktycznego jej wykorzystania, nie zasługuje na zbytnią uwagę. W ogólnym przekazie jest to gorsza siostra biznesu, pełniąca raptem podrzędną, służebną rolę względem przedsiębiorstw. Prawdziwa misja nauki bywa często bardzo mocno spłaszczana. Spójrzmy chociażby na relacje telewizyjne, w których pokazuje się ją przede wszystkim przy okazji różnorodnych targów innowacji, gdzie np. robot je posiłek widelcem. Jest to uproszczenie podobne do tego, gdy w dyskusji geopolitycznej dotyczącej gazociągów telewidzowi pokazuje się kuchenkę gazową, na której stoi czajnik z gotującą się wodą.
W ogólnym przekazie nauka jest gorszą siostrą biznesu, pełniącą raptem podrzędną, służebną rolę względem przedsiębiorstw.
Jaka zatem powinna być rola sektora nauki w całym systemie społeczno‑gospodarczym?
W moim przekonaniu nauka powinna być odpowiedzialna za coś, co socjologowie nazywają reprodukcją oraz „wychowywaniem” elit. A więc tych, którzy będą w przyszłości budowali klasę średnią oraz wyższą naszego społeczeństwa. Uważam, że właśnie poprzez wychowywanie całych kolejnych pokoleń sektor nauki może się przyczynić do budowania lepszej przyszłości Polski. Rozwój jak najszerszej klasy dobrze wykształconych Polaków jest jednym z kluczy do sukcesu społeczno‑gospodarczego naszego kraju. Powinniśmy bardzo mocno podkreślać, że wytworzenie klasy średniej to ważny cel, którego realizacji może służyć odpowiedzialna nauka.
W całym systemie społeczno‑gospodarczym nauka powinna być odpowiedzialna za reprodukcję oraz „wychowanie” nowych elit. Jest to jeden z kluczy do budowania lepszej przyszłości Polski.
Budowa elit to jedno, ale od nauki z zasady wymaga się również tworzenia nowoczesnych rozwiązań, które będą wykorzystywane przez biznes. To cegiełka, która w bardzo istotny sposób przyczyniłaby się do rozwoju naszej gospodarki…
Przykłady wysoko rozwiniętych gospodarek zachodnich, do których aspirujemy pokazują, że efektywna komercjalizacja wiedzy oraz wykorzystywanie jej później w biznesie i przemyśle nie jest możliwe bez aktywnej roli państwa. Internet, maile czy telefony zostały wymyślone w firmach państwowych, za państwowe pieniądze. Biznes prywatny wszedł dopiero na etapie komercjalizacji. Gdy rozmawiamy o Apple’u oraz geniuszu Steve’a Jobsa pamiętajmy o tym, że iPhone nie ma w sobie żadnego kluczowego rozwiązania technologicznego, którego stworzenie nie byłoby finansowane przez państwo. Także i sukces Elona Muska oraz jego Tesli nie byłby zapewne możliwy, gdyby nie ulgi podatkowe ze strony amerykańskich władz czy preferencyjne kontrakty z firmami państwowymi. Tymczasem gdy w Polsce rozmawiamy o współpracy nauki z biznesem rola państwa jest często – niesłusznie – zupełnie pomijana.
Dla mnie jako obserwatora z zewnątrz relacja z nauki z biznesem zawsze wydawała się być nieco prostsza. Wyobrażałem sobie, że gdy np. przedsiębiorstwo przemysłowe potrzebuje jakiegoś rozwiązania, to zgłasza się z tym problemem do uczelni technicznej i nawiązuje z nią współpracę. Natomiast rola państwa jest bardziej u góry, jako strażnika reguł gry…
Spójrzmy na tę relację od strony uczelni. W obecnym systemie naukowym kluczową sprawą dla polskich naukowców jest generowanie publikacji, a nie współpraca z przemysłem. Największym problemem pracownika naukowego jest to, że stoi on przed wyborem: albo będę publikował i zdobędę habilitację lub profesurę albo będę patentował i wdrażał. Najczęściej nie da się jednak zrobić tych dwóch rzeczy naraz. Jeśli są na uczelni specjaliści, będący w stanie sprostać zadaniu określonemu przez firmę, to – mówiąc kolokwialnie – musi im się „opłacać” je rozwiązać. Nie może być tak, że uczelnia poświęci swoje moce przerobowe na pracę nad istotnym problemem przemysłowym, a jej pracownicy naukowi nie będą mogli opublikować artykułu bazującego na tej współpracy, bo np. strona biznesowa będzie chciała utajnić wyniki, tak by nie wykorzystała ich konkurencja. To dziś jeden z głównych czynników hamujących w Polsce współpracę nauki z biznesem. Natomiast jeśli chodzi o samą rolę państwa – owszem, tak jak Pan wspomniał, jest ono regulatorem tej gry, ale to nie wszystko. Jego obowiązkiem powinno być też finansowanie nauki, a także właśnie zaproponowanie mądrego systemu, w którym naukowiec nie będzie musiał stać przed opisanym powyżej dylematem.
Polski pracownik naukowy stoi dziś przed wyborem: albo będę publikował i zdobędę habilitację lub profesurę albo będę patentował i wdrażał. Najczęściej nie da się jednak zrobić tych dwóch rzeczy naraz. To jeden z głównych czynników hamujących w naszym kraju współpracę nauki z biznesem.
W jaki sposób można uelastycznić obecny system?
Pierwszy krok został już wykonany. Mam na myśli niedawno opublikowaną Białą Księgę Innowacji. Zawartych jest w niej wiele rozsądnych koncepcji, jak na przykład taka, by uczelnie mogły wykazywać w dorobku naukowym prace wdrożeniowe. Teoretycznie mogą one robić to już teraz, lecz w przyszłości ma być im nadana większa waga. Tak, by współpraca z biznesem i otoczeniem społeczno‑gospodarczym stawała się coraz ważniejszym aspektem funkcjonowania uczelni. Oczywiście, proces ten będzie wymagał czasu, a także zmiany mentalności naukowców. Osoby takie – w przeciwieństwie do reprezentantów biznesu – bardzo długo przestawiają się bowiem zazwyczaj na jakiekolwiek inne tory funkcjonowania oraz współpracy.
No właśnie – kwestia mentalności. Czy nie jest tak, że pewnego rodzaju barierą w relacjach między nauką a biznesem jest to, jacy są naukowcy – według stereotypu to w dużej mierze introwertycy, udoskonalający spokojnie swoje pomysły na uczelni, nie lubiący pracować pod presją czasu ani pod dyktando innych osób?
Przedstawił Pan model naukowca, który nie istnieje. Można go znaleźć co najwyżej w kreskówkach dla dzieci. Nauka instytucjonalna finansowana ze środków publicznych nigdy w taki sposób nie funkcjonowała. Zawsze trzeba było walczyć o pieniądze na badania. Naukowcy – choć w większości tego nie chcą – już od dawna są systemowo zmuszani do „wychodzenia” do ludzi, do instytucji. Mówi się nawet, że pracownik naukowy ma trzy misje: realizować własne pomysły naukowe, wytwarzać nowe kadry naukowe poprzez nauczanie oraz popularyzować naukę, otwierać ją dla społeczeństwa. Pokazywać przydatność tego, co się robi, proponować przemysłowi, jakie rozwiązania można udoskonalić. Przyznam jednak szczerze, że dziś w Polsce realizowane są niestety raczej tylko dwa pierwsze z tych zadań.
Dlaczego?
Naukowcom często brakuje kompetencji komunikacyjnych, które sprowadzają się do bardzo prostej kwestii. Nie potrafią oni mówić o tym, co robią. Na pytanie: „Nad jakim rozwiązaniem Pan pracuje?” odpowiedź najczęściej brzmi: „To skomplikowane”. Nie wynika to z ich złej woli, czy pragnienia zachowania tajemnicy, lecz z braku umiejętności rzeczowego przedstawienia tego, czym się zajmują. Jest to duża bariera w relacjach z biznesem. W jaki sposób przedsiębiorcy mają się dowiedzieć, że dany pomysł jest dobry, skoro nie potrafi im go wyjaśnić nawet jego autor? W środowisku start‑upów często mówi się, że swój pomysł trzeba umieć „sprzedać” w 2–3 minuty. Na konferencjach naukowych ma się zazwyczaj nie więcej niż kwadrans na opowiedzenie na forum o wynikach swoich badań. Tymczasem w Polsce cały system edukacji, począwszy od szkoły podstawowej, a na uczelni wyższej kończąc, nie uczy potencjalnych naukowców komunikatywności, tego, by w sposób jasny, klarowny i przejrzysty opowiadali o tym, co robią. Jeżeli odsuniemy na moment powtarzaną przeze mnie kluczową rolę państwa, największym problemem w relacjach nauki z biznesem jest dziś w Polsce brak wspólnej komunikacji, możliwości porozumienia się. Przedsiębiorcy są tu na zdecydowanie lepszej pozycji, bo w sposób bardziej klarowny potrafią wyrazić swoje potrzeby oraz to, czego pragną w zamian. Naukowiec zazwyczaj nie umie tego zrobić.
Naukowcom często brakuje kompetencji komunikacyjnych, które sprowadzają się do bardzo prostej kwestii. Nie potrafią oni mówić o tym, co robią. A w jaki sposób przedsiębiorcy mają się dowiedzieć, że dany pomysł jest dobry, skoro nie potrafi im go wyjaśnić nawet jego autor?
„Wyjście do ludzi” pozwoliłoby zatem naukowcom na lepsze reprezentowanie swoich interesów?
Zdecydowanie tak. Pracownik naukowy musi umieć określić, czego oczekuje i co w zamian dostarczy. Inaczej nie dostanie grantu. Nie przekona do swojej koncepcji przedsiębiorstw. Naukowcy, którzy osiągnęli największy sukces to zazwyczaj ci, którzy potrafili się przemóc i wyszli do ludzi. Nie tylko napisali wniosek grantowy, ale też poszli na bankiet, na którym mogli spotkać inwestora, któremu przedstawili swój projekt. Największymi popularyzatorami nauki na świecie są naukowcy, którzy w prosty sposób potrafią opowiadać o najtrudniejszych rzeczach, jak np. niemalże ikona popkultury – prof. Hawking. W krajach anglosaskich osoby takie uczy się kompetencji miękkich, komunikacyjnych. W Polsce natomiast tylko nieliczne jednostki oferują programy szkoleniowe dla doktorantów, dla młodych naukowców. Jeśli chcemy mieć zdrową relację nauki z biznesem, musimy o to u nas zadbać. Tak by biznes rozumiał, o co chodzi naukowcom. To po ich stronie powinna leżeć inicjatywa, bo mają obecnie w tym obszarze znaczne zaległości.
Dr hab. Emanuel Kulczycki jest Przewodniczącym Rady Młodych Naukowców – organu doradczego Ministra Nauki i Szkolnictwa Wyższego oraz pracownikiem Instytutu Filozofii Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Bloguje na „Warsztacie badacza” na temat procesów zarządzania nauką i ich oceniania. Od wielu lat współpracuje z wydawnictwami i redakcjami czasopism naukowych. Przeprowadził kilkadziesiąt warsztatów, wykładów i szkoleń z komunikacji naukowej.